Re: Rozmowy z inż Szepczyńskim -sierpień 2009
W jednej z naszych ostatnich rozmów z inż Szepczyńskim(STYCZEŃ 2011) zapytałem o montaż odciągów głównych . Interesowało mnie jak ta operacja przebiegała ,za pomocą jakich urządzeń wciągano liny główne na maszt , i jak wyglądało podpinanie lin do fundamentu . Jak zwykle dostałem wszystko co chciałem .........a nawet więcej ,gdyż kolejna porcja unikalnych zdjęć zaskoczyła mnie kompletnie , a zwłaszcza świetne zdjęcie wysięgnika obrotowego / przystawki do żurawia pełzającego o której pisze pan inż opisując operacje montażu odciągów .
Oto odpowiedź :Widzę, że analizuje Pan wnikliwie sprawy związane z montażem masztu.Do najtrudniejszych, najbardziej skomplikowanych i niebezpiecznych należał niewatpliwie montaż stałych (5 pięterx3) i montaż i demontaż odciągów montażowych (15 montaży i tyleż demontaży x 3 kierunki).
Podniesienie do uchwytu na maszcie jednego odciągu wymagało ok.5ton udźwigu.Żuraw pełzający posiadał wystarczający udźwig (8t) ale za mały wysięg aby sięgnąć do przeciwległego krawężnika masztu gdzie był mocowany odciąg na tym kierunku..
Żuraw posiadał wysięg ok 2m pozwalający mu sięgnąć do środka ciężkości przekroju masztu-co wystarczało przy montażu członów masztu-podczas gdy do zamontowania w/w odciągu potrzeba było ok 5 m wysięgu.Nie można było zwiększyć wysięgu żurawia bo powstawałby zbyt duzy moment gnący maszt.Aby rozwiązać ten problem stosowano tzw wysięgnik obrotowy.(zał.zdjęcie).Wysięgnik ten nie posiadał własnej wciągarki ale był "przystawką" do żurawia pełzającego wykorzystując jego układ podnoszenia prze układ krążków kierujących jego linę podnoszenia..
Był każdorazowo montowany na szczycie masztu w miejscu gdzie przewidziane było kolejne piętro odciągów.
Podniesiony odciąg po zamocowaniu do masztu wisiał częściowo wzdłuż niego a reszta była ułożona na ziemi na specjalnych podkładkach..Jak już wspominałem, odciąg stały i montażowy były składane z odcinków 130 m długości.Oczywiście odciąg miał faktyczną długość nie stanowiąco wielokrotności 130 m ale pozostawała jeszcze pewna końcówka, która była wykonywana wynikowo.po napięciu odciągu.
Początkowo założono koncepcję że odciągi będą napinane przy pomocy ciężkich ciągników gąsienicowych.Sprzeciwiłem się temu gdyż pracę ciągników nie tylko trudno zsynchronizować na 3 kierunkach, ale też ich praca musi powodować zrywy,szarpnięcia i wstrząsy niebezpieczne dla samego masztu.Zaproponowałem koncepcję którą ilustrują załączone szkice.
W "Fazie I" przedstawiłem sytuację kiedy odciąg został zamocowany do masztu.
Do jego końca ułożonego na ziemi dołączano zespół zbloczy (po żeglarsku:"talia") o udźwigu 100t.Zespół był wstępnie "rozciągnięty" na odległość ok. 30 m pomiędzy zbloczami.Hak jednego zblocza był zamocowany do "łącznika rozwidlonego" (patrz zdjęcie) a hak drugiego zblokowany ściskami z liną zbiegającą z tego zblocza i idącą do wciągarki Q=10 t umiejscowionej za ostatnim fundamentem.W ten sposób
"talia" zbloczy stanowiła element układu ciągnącego odciąg w fazie początkowej kiedy siła potrzebna do napinania odciągu nie przekraczała udźwigu wciągarki.Wymagało to odpowiedniego dobrania długości "talii" (w praktyce było to-o ile pamiętam-ok 30m)- tak aby w końcówce tej fazy umożliwić sprzęgnięcie haka zblocza z uchwytem na fundamencie.Sytuację tą przedstawia szkic "Faza II"
.Również dobrze ilustruje tą sytuację załączone zdjęcie.
Po zamocowaniu haka zblocza do uchwytu na fundamencie następowało rozsprzęglenie liny wciągarki z hakiem tego zblocza.
Teraz dalsza praca liną wciągarki powodowała zbliżanie obu zbloczy do siebie i napinanie odciągu przy pomocy tego układu aż do siły założonej projektem (pomiar dynamometrem)-.Wówczas- do wolnego ucha "łącznika rozwidlonego" (patrz zdjęcie)dołączano końcówkę której długość określano pomiarem wynikowym.("Faza III")
Dla odciągów stałych był to odcinek wykonywany indywidualnie a dla montażowych mieliśmy przygotowany zestaw końcówek o długości;1, 2, 3,5 i 10 m-umożliwiający spięcie z jarzmem śrub napinających zamocowanym do fundamentu.Dokładny wymiar i napięcie realizowano przy pomocy tychże śrub wspomaganych siłownikami hydraulicznymi z kontrolą dynamometrami i geodezyjnie.
Oczywiście proces napinania lin odciągowych musiał być prowadzony równocześnie w trzech kierunkach z ciągłą kontrolą zachowania się masztu.Dodatkowym utrudnieniem była konieczność zapobiegania kolizjom z izolatorami uprzednio zamontowanych odciągów - o czym pisałem.
Odciągi montażowe były mocowane po zamontowaniu każdych czterech kolejnych członów masztu tak aby długość "wspornika" masztu nie wynosiła więcej niż 30 m ponad uprzednio zamontowane piętro odciągów ze względu na moment zginający jaki dawał żuraw..Proces przebiegał w ten sposób, że po osiągnięciu określonej wyżej wysokości przez maszt demontowaliśmy przedostatnie piętro odciągów montażowych przenosząc je w dane miejsce.Jak z tego wynika równocześnie zamontowane były od jednego do dwu pieter odciągów montażowych.Nigdy mniej-nigdy więcej.
Jak z powyższego wynika proces napinania lin odciągowych nie był czynnością prostą - o czym przekonano się boleśnie w 1991.Nikt wówczas nie pofatygował się aby zapytać o nasze doświadczenia.
Mam nadzieję, że nieco przybliżyłem Panu temat.W przypadku jakichś niejasności czy wątpliwości-proszę pytać.
Znalazłem jeszcze moje- niezbyt udane- zdjęcie z masztu- zrobione właśnie w czasie operacji naciągania lin o której pisałem.Pamiętam ,że wtedy wiatr porwał mi hełm-stąd stoję z gołą głową- dając zły przykład monterom.Zwykłe hełmy monterskie nie bardzo nadawały się do pracy w tych warunkach a stosowane motocyklowe "kokilki" utrudniały porozumiewanie się.Musiałem bardzo uważać aby w czasie dużej jonizacji powietrza nie wystawić anteny krótkofalówki poza obrys masztu bo groziło to jej zniszczeniem-niezależnie od "kopa" jaki dostawałem w rękę .Iskry skakały czasem o długości kilkudziesięciu centymetrów.
Uwaga -zdjęcie zamieszczam za zgodą inż Szepczyńskiego .Pochodzi ono z prywatnych zbiorów i kopiowanie oraz zamieszczanie na innych stronach jest zabronione !cdn...