W latach 80-tych mój ojciec pracował jako elektryk w Ministerstwie Przemysłu - dwa gmachy połączone piwnicami na ul.Kruczej (chyba - nie pamiętam już dokładnie), w W-wie. Często w ramach ciągle panującej różyczki w przedszkolu lub z racji jakiś tam dni wolnych w późniejszej szkole podstawowej, zabierał mnie do pracy. Pamiętam wieczne zastanawianie się mojego ojca z moją matką, kto ze strażników będzie stał na wejściu i jak mnie przemycić do pakamery. Był taki jeden który wiecznie robił problemy.
Parę miesięcy później (byłem wtedy z ojcem w pracy), ów strażnik zakała, zrobił ojcu wielką aferę z powodu pozostawienia drabiny na korytarzu przy wejściu do WC - w końcu to ministerstwo a nie budowa
. Zaczęli się kłócić. Podczas kłótni zatrzymał się przechodzący pan w garniturze, który grzecznie zapytał wartownika: "o co chodzi" oraz po dalszej konwersacji "czy elektryk ma wejść do kibla razem z drabiną?" Strażnik od parskną aby się nie wtrącać i nie utrudniać interwencji... Parę dni później okazało się, że pan w garniturze to Minister Wilczek a strażnik stracił prace. W późniejszym czasie miałem okazje przejechać się pancernym i klimatyzowanym Volwo z elektrycznymi szybami wraz z moim ojcem (zwykłym elektrykiem) i ekipom ochrony ministra Wilczka, który miał jakiś problem z instalacją w jego posiadłości. Wilczek w samochodzie zapytał ile mam dwój w szkole. Odpowiedziałem, że nie mam ani jednej. Nie pamiętam już szczegółów ale utkwiło mi w pamięci, że odpowiedział "dupa ze mnie a nie uczeń skoro nie mam żadnych dwój"
To taki trochę absurd PRL ale podaje jako ciekawostkę. Czasem zdarzali się normalni ludzie na stanowiskach wysoko partyjnych i kierowniczych pewnych formacji. Niestety Wilczek nie zagrzał stanowiska zbyt długo...
......
W zasadzie temat wyczerpany. Dowiedziałem się tego co chciałem a nawet więcej. Wątek można wyłączyć z eksploatacji
Oby wszystkie tematy na forum tak szybko się wyjaśniały.
Dziękuję Wam za pomoc.