zupełnie nic nie ma o tym obiekcie jako RON Poznań Przebędowo (M. Goślina)- rosyjski nadajnik 300KW słyszany w Europie na poziomie przyzwoitym. Pozostała do dziś nazwa na tabliczce przy ogrodzeniu i na skali radia lampowego. Ciekawym jest istnienie bloków mieszkalnych analogicznie jak w Sochaczewie w pobliżu RCN Konstantynów. http://www.kozieglowy.com.pl/Przebedowo.aspx***Jako że linki i strony giną po czasie przedrukowałem za gazeta.pl wspomnienia
Ludomir Budziński uczył się w Gimnazjum Marii i Magdaleny razem z synem prezydenta miasta Cyryla Ratajskiego i wspólnie konstruowali proste odbiorniki kryształkowe. Być może to oni wpłynęli na Gospodarza Miasta, żeby zbudować stację radiową w Poznaniu.
Chyba największe zasługi w rozwoju radiofonii lat 20. mieli tzw. radioamatorzy, czyli w większości młodzi ludzie - najczęściej uczniowie szkół średnich, zainteresowani fizyką. Tacy, jak właśnie mój starszy kolega z Radia i Telewizji, Ludomir Budziński. W wielu czasopismach z tamtego czasu zamieszczano "przepisy", jak zbudować prosty odbiornik radiowy. Oczywiście kryształkowy, na słuchawki. Skrzynką takiego radia było najczęściej drewniane pudełko po... cygarach, w którym umieszczało się cewkę z drutu miedzianego, najczęściej samodzielnie nawiniętą. Należało jeszcze dokupić odpowiedni kondensator, obudowę z kryształkiem (odpowiednik dzisiejszej diody półprzewodnikowej), no i oczywiście słuchawki. Do dobrego odbioru potrzebna była jeszcze długa antena, rozwieszona najczęściej między sąsiednimi budynkami. Do czasu uruchomienia radiostacji w Poznaniu słuchało się stacji zagranicznych, np. Königswusterhausen (Niemcy) czy Paryża.
Nadajnik Radja Poznańskiego zbudowano przy ul. Bukowskiej 53 (teren dzisiejszego konsulatu Federacji Rosyjskiej), a studio powstało przy placu Wolności 11, w budynku dawnego Teatru Miejskiego - czyli dzisiejszej Arkadii. Kierownictwo programowe powierzono Zdzisławowi Marynowskiemu, literatowi i publicyście, a sprawy muzyczne prof. Franciszkowi Łukasiewiczowi. Kierownikiem technicznym został Władysław Rogacki.
Gimnastyka i spikerzy
Pierwszy uroczysty program nadano w dniu 24 kwietnia 1927 r. o godz. 17. Na placu Wolności zebrały się tłumy poznaniaków, żeby przez głośniki posłuchać o przebiegu uroczystości.
Pierwszą obwieścicielką, o przepraszam - spikerką - była Maria Prusinkiewiczówna. Radio było własnością spółki akcyjnej o nazwie "Radjo Poznańskie". Finansowo na to przedsięwzięcie złożyły się wszystkie powiaty i 73 miasta z terenu Wielkopolski. Stacja nadawcza pracowała z mocą 1,5 kW, co wystarczało do odbioru w promieniu ok. 35 km. Radjo Poznańskie jako pierwsze w Polsce rozpoczęło cykliczne nadawanie gimnastyki porannej, którą prowadził prof. Józef Waxmann. Pałeczkę po nim, ale już po wojnie, przejął Karol Hofmann.
W roku 1929 z okazji Powszechnej Wystawy Krajowej radio przeprowadziło pierwszą w kraju transmisję meczu piłkarskiego Warta Poznań - PSV Eindhoven. Sprawozdawcą był wspomniany wcześniej Ludomir Budziński. Za zgodą Prymasa Polski Augusta Hlonda rozpoczęto transmisje mszy św. z katedry. Podczas PeWuKi, w roku 1929, Radjo Poznańskie za pomocą sprowadzonego aparatu Fultona nadawało fotografie do odbiorców, posiadających urządzenia zapisujące obraz na papierze. Było to coś w rodzaju dzisiejszego faksu. Przekazywanie obrazów odbywało się oczywiście po zakończeniu programu radiowego - po godz. 24. Były to nieruchome obrazy, czarno-białe fotografie, czyli tzw. telefoto.
Wielkim skokiem jakościowym było oddanie do eksploatacji w roku 1938 nadajnika dużej mocy - 60 kW, na Cytadeli. Z Osiedla Warszawskiego, gdzie mieszkałem, widać było wieczorem sześć czerwonych światełek ostrzegawczych, zdobiących trzy maszty antenowe. Działalność ówczesnego radia uświetnili tacy goście jak Jan Kiepura, Ada Sari, ks. Wacław Gieburowski, Feliks Nowowiejski i Stanisława Wysocka.
Dzień 3 września 1939 był ostatnim dniem pracy radia, a pracownicy zostali ewakuowani na wschód Polski. Niemcy ponownie uruchomili radiostację, transmitując program z Berlina.
Podczas działań wojennych w 1945 r. radiostacja uległa całkowitemu zniszczeniu. Odbudową stacji zajęli się przedwojenni pracownicy. Wykorzystano stary budynek radiostacji przy ul. Bukowskiej 53, niestety stare maszty antenowe rozebrano, ustawiono natomiast zdobyczny maszt przywieziony spod Gniezna. Zrezygnowano także z przedwojennej lokalizacji studia przy placu Wolności, przeniesiono je do willi przy ul. Berwińskiego 5. Dyrektorem placówki został porucznik Ludowego Wojska Polskiego Adam Kostaszuk. Bardzo dbał o pracowników, zorganizował nawet gospodarstwo rolne zaopatrujące stołówkę. Stroną muzyczną rozgłośni zajęli się prof. Franciszek Łukasiewicz i Marian Obst.
3 czerwca 1945 r. uruchomiono przedwojenny nadajnik 1,5 kW, pracujący na fali 349 metrów. W niecały rok później - po otrzymaniu aparatury - rozpoczęto rejestracje dźwięku na płytach decelitowych. Zapis był dość kłopotliwy, bo na jednej stronie płyty można było nagrać do około 2,5 minuty programu. Problem został rozwiązany w 1949 r., po zakupie profesjonalnych magnetofonów angielskiej firmy EMI.
Bez zachodnich przebojów
Pacę w rozgłośni rozpocząłem w 1950 r., po ukończeniu gimnazjum elektrycznego. Dla 18-letniego chłopaka było to niezwykle atrakcyjne zajęcie, ze względu na kontakt z muzyką, ciekawymi ludźmi oraz pracę na nowoczesnych urządzeniach technicznych, jakimi były wtedy magnetofony.
Nieprzyjemnym zgrzytem był zakaz nadawania przez radio większości utworów muzyki rozrywkowej, wykonawców i kompozytorów z krajów zachodnich. Utwory te opatrzono w katalogach muzycznych rozgłośni uwagą czerwonym atramentem: "Nie nadawać". Taki sam napis został umieszczony na pudełku z taśmą. Do roku 1954 dyrektorem Rozgłośni był Józef Matynia, który wszędzie widział wroga. Kiedy mojemu koledze, Kaziowi Korachowi zatrzymał się magnetofon podczas emisji na antenę (zatarło się łożysko), Matynia przeprowadził śledztwo, czy ktoś nie nasypał do łożysk magnetofonu... kalafonii. Do podległych sobie pracowników zwracał się tylko per "towarzyszu" albo "wy". Ważną grupą był zespół spikerów: Barbara Sokalówna, Marian Tokłowicz, Bolesław Kołłątaj i Henryk Drygalski. Robili na mnie ogromne wrażenie swoją poprawnością i swobodą we władaniu językiem ojczystym. Oprócz zapowiedzi każdej pozycji programu, do ich obowiązków należało odtwarzanie płyt gramofonowych z trzech mechanizmów, wbudowanych w stół spikerski. Program dnia o godz. 24 spiker zawsze kończył tak samo: przypominał wtedy o konieczności... uziemienia anteny.
Nietypowe podniecenie
28 czerwca 1956 r. ok. godz. 9, po rozpoczęciu 12-godzinnego dyżuru, zauważyłem nietypowe podniecenie i niepokój wśród pracowników programowych tzw. PI, czyli działu publicystyki i informacji. Gdzieś między godziną 9. a 10. usłyszałem na zewnątrz gwar wielkiej liczby idących ludzi. Mój przyjaciel Zenek Woliński, który miał dyżur w tzw. amplifikatorni, zawołał mnie do okna. Było zakratowane i wychodziło na mały placyk - skrzyżowanie ulic Matejki, Wyspiańskiego i Berwińskiego. Plac był całkowicie wypełniony idącymi ludźmi w kitlach, mundurach tramwajarskich i kombinezonach roboczych.
Trochę się przestraszyliśmy, ponieważ duża grupa tych ludzi zatrzymała się przy zamkniętej, solidnej bramie w płocie z kutego żelaza i coś wykrzykiwała. Brama ta zawsze była zamknięta. Jeśli chciało się wejść, trzeba było nacisnąć dzwonek i za chwilę wychodził strażnik z karabinem, sprawdzał przepustkę i wpuszczał. Tym razem jednak strażnik trząsł się ze strachu i nie wiedział co zrobić, ponieważ nikt z tych ludzi nie miał przepustki. Zapytał więc, co robić, Alfreda Sikorskiego, przedwojennego spikera radiowego, który pracował w tym czasie chyba jako kierownik emisji programu. Sikorski nie był dobrze widziany przez partyjne kierownictwo rozgłośni, tolerowano go tylko dlatego że był wybitnym fachowcem radiowym, jednak z zakazem występowania przed mikrofonem na żywo. Sikorski polecił strażnikowi szeroko otworzyć bramę i nie utrudniać wejścia manifestantom. Sam stał w holu, u szczytu schodów. Po wejściu pierwszej grupy ludzi poprosił, żeby wybrali spośród siebie delegację, która przedstawi swoje żądania. Po takim powitaniu atmosfera się trochę uspokoiła. Wyraźnie czuć było zapach tytoniu, domyśliliśmy się więc, że wśród "gości" byli pracownicy tzw. Monopolu Tytoniowego z ul. Wojskowej. Delegacja zażądała, żeby natychmiast przerwać program z Warszawy, w którym "kłamią i plotą głupoty". Żądano też wyłączenia prądu, co natychmiast wykonano. Nie dawano jednak wiary technikom radiowym, że program z Warszawy do radiostacji jest przekazywany bezpośrednio, z ominięciem rozgłośni przy ul. Berwińskiego. Po wyłączeniu prądu w całym budynku kilku demonstrantów pobiegło do pobliskiej szkoły, żeby sprawdzić na odbiorniku radiowym, czy program warszawski jest w dalszym ciągu słyszalny. Niestety, technicy radiowi mieli rację i programu nie można było przerwać. Od 1952 r. radiostacja poznańska była już bowiem w Przebędowie pod Murowaną Gośliną.
Dzień później "przyjacielską wizytę" w rozgłośni złożył ówczesny premier Józef Cyrankiewicz, składając słynną propozycję "odrąbania ręki" demonstrantom. Po unormowaniu się sytuacji politycznej w kraju, na życzenie pracowników zmieniono dyrekcję radia w Poznaniu. Nowym szefem został Stanisław Kubiak.
UKF, czyli ograniczenie zasięgu
Kiedy w grudniu 1958 r. oddano do użytku średniofalowy nadajnik dużej mocy - 300 kW, pracujący na "wyłącznej fali" 407m, Poznań był już słyszalny w całej Europie. Technika radiowa rozwijała się szybko i od 1976 r. programy lokalne przeniesiono na UKF. Jakość techniczna wzrosła, ale zmniejszył się zasięg - ograniczał się do województwa poznańskiego.
W stanie wojennym aresztowano Wojciecha Biedaka - działacza Solidarności, na szczęście po kilku dniach go zwolniono. W styczniu 1982 r. odsunięto od pracy zastępcę redaktora naczelnego Radia, Piotra Frydryszka. Miał być zwolniony, jednak dyrektor Zbigniew Napierała uważał, że Frydryszek jest zbyt wartościowym radiowcem żeby go stracić i "przechował" go tymczasowo w... bibliotece jako archiwistę. Piotr, nudząc się piekielnie, zorganizował wraz z Barbarą Burek-Śmigielską Ośrodek Dokumentacji Radia i Telewizji w Poznaniu.
Kiedy już wpływy Białego Domu (Komitetu Wojewódzkiego PZPR) zmalały do zera, Frydryszek wrócił do rozgłośni radiowej. To postać wybitna, podczas swej długiej prezesury w Radiu Merkury S.A. uregulował m.in. sprawę wykupu z rąk prywatnych, pięknego budynku Radia przy ulicy Berwińskiego 5. Ciągle tylko nie mogę się pogodzić z nazwą - "Radio Merkury", która jest związana niejako z targami. Wolałbym przedwojenną: "Radjo Poznańskie".
* emerytowany inżynier, wieloletni pracownik Polskiego Radia i TVP